Wyciągamy paskudy!

Kochani Czytelnicy – zaczynamy WAKACJE!!! Dlatego – wpis przedwyjazdowy, choć aktualny nie tylko latem!

UWAGA – dziś o kleszczowyciągaczkach! Napiszę tylko o 3 urządzeniach. Dlaczego? Bo je testowałam i uważam, że są dobre. I nie są drogie. I nie, nikt mi za to nie zapłacił. 😉
Podzieliłam je na trzy miejsca, ale podział jest subiektywny i każde z tych urządzeń jest ok, jeśli dobrze Wam się nim pracuje. Serio. Najważniejsze to szybkie wyjęcie pasożyta. Jak najszybsze. Bo to może ocalić zdrowie.

3 miejsce w moim osobistym rankingu zajmuje LASSO. Urządzonko z wyglądu przypomina długopis. Aby wyjąć kleszcza trzeba nacisnąć przycisk na końcu luzując linkę (umieszczona w miejscu, w którym tradycyjny długopis ma element piszący). Linkę nakładamy na kleszcza jak lasso. Puszczamy przycisk, dzięki czemu wokół pasożyta zaciska się pętla. I … zdecydowanym ruchem wyrywamy pasożyta.
Plus – nadaje się dla ludzi i zwierząt, forma długopisu pomaga w odnalezieniu go w torebce czy plecaku. I duży plus – idealne do stosowania w trudnodostępnych miejscach! To naprawdę duża zaleta, bo np. z pępka dziecięcego kleszczkartą pasożyta nie wydostaniecie. Minus – trzeba się przyzwyczaić do jego używania i dość trudno (dla mnie!) usuwa się nim larwy kleszczy.

2 miejsce w moim osobistym rankingu zajmuje KLESZCZOŁAPKA. Jest to małe urządzenie, którego producent zaleca umieszczenie pod wbitym kleszczem i wyrwanie pasożyta ruchem obrotowym. W opakowaniu zwykle są dwie sztuki – mniejsza – fajnie sprawdza się do wyciągania form młodocianych, oraz większa – do podważania dorosłych i napitych kleszczy.
Plus – łatwa obsługa, nadają się super nie tylko dla ludzi ale i dla futrzaków. Minus? Łatwo je zgubić i ten ruch obrotowy… Ale – można je też używać jak łom i podważać kleszcza. Osobiście zalecam takie użycie.

1 miejsce od lat zajmuje KARTA zwana kleszczkartą. Wygląda jak karta kredytowa i … możemy ją zrobić samodzielnie! Jednak ta kupiona ma przewagę nad samodzielnie zrobionym urządzeniem – otóż producent pomyślał i wyposażył kleszczkartę w lupę. Teraz łatwiej dostrzec czy to, co mamy na łydce to kleszcz czy może jednak zwykły strupek. Kleszczkarta ma dwa miejsca do usuwania kleszczy – nacięcia w rogach – większe i mniejsze. Zastosowanie mają analogiczne do kleszczołapek – duże wcięcie do większych, a małe – do młodocianych/mniejszych pasożytów. Jak użyć? Podkładamy wycięcie pod brzuszek żerującego kleszcza i płynnym ruchem przesuwamy dalej. Krwiopijca zostaje na karcie i po sprawie.
Plus – lupa, forma karty mieszczącej się w portfelu, łatwość użycia. Minus – futrzaki gorzej znoszą używanie karty, ponieważ potrafi szarpnąć za sierść i kiepsko obsługuje np dziecięce pępki.

Oczywiście ZAWSZE po wyciągnięciu pasożyta miejsce żerowania należy ZDEZYNFEKOWAĆ i uważnie obserwować. Warto też udać się do lekarza (nie na SOR z wkleszczonym krwiopijcą, usunąć go potraficie sami, a jeśli nie, to panie pielęgniarki z lokalnego środka na pewno Wam pomogą) i skonsultować ze specjalistą dalsze postępowanie.

Nikomu z Was nie życzę takiego gościa w skórze. Przed niechcianym krwiopijnym pajęczakiem chronimy się UBIOREM (kryte buty, długie spodnie) oraz REPELENTAMI (link: https://zakleszczonapolska.wordpress.com/2018/07/03/repelenty-czyli-co-zabrac-na-wakacje/). Ale w razie przykrej przygody – miejcie ze sobą coś (lub komplet „cosiów”) na paskudy, dobrze?

Na koniec – jakie są Wasze doświadczenia? Czym najlepiej się Wam wyciąga kleszcze?

Opublikowano ciekawostki, porady | Dodaj komentarz

Kleszcze wędrowne

Od kilku dni widzimy doniesienia prasowe na temat strasznych kleszczy z Afryki przenoszących śmiertelną chorobę.

Mowa o Hyalomma marginatum, niewielkim kleszczu wędrownym, który naturalnie występował w Afryce centralnej i północnej. Ma niezwykle charakterystyczne pasiaste nogi i może (ale na szczęście nie musi) przenosić wirusy mało przyjemnej choroby – gorączki krwotocznej krymsko-kongijskiej.

Choroba ta jest rzeczywiście dość paskudna – objawy jej towarzyszące są intensywne, głównie ze strony układu pokarmowego, ale okresowo również z nerwowego, co wyraźnie pogarsza szanse pacjenta. Wg równych danych 10-40% przypadków kończy się śmiercią.

Czy zatem mamy śmiercionośne kleszcze? Na szczęście nie!

Hyalomma marginatum pojawiła się w Niemczech już w 2018 roku. Rok później notowano jej występowanie w Czechach. I jak do tej pory nie mamy tam epidemii nowej choroby. I wcale nie dlatego, że informacje o Covid-19 wstrzymały wszelkie inne doniesienia. Po prostu to, że kleszcz jest zdolny do przeniesienia jakiejś choroby na szczęście nie oznacza, że może nią zakazić! Póki co większe zagrożenie dla nas stanowią nasze rodzime kleszcze pospolite i kleszcze łąkowe, które niestety do swojego menu dodały również ludzi…

Jak się chronić? Stosujcie repelenty! Pisałam o nich tu: https://zakleszczonapolska.wordpress.com/2018/07/03/repelenty-czyli-co-zabrac-na-wakacje/

Oprócz repelentów oglądajcie się po spacerach, w razie, gdyby jakiś głodny krwi pajęczak złapał się miejsca, które nie było zabezpieczone. I ubierajcie się w kryte buty, długie spodnie i najlepiej – długi rękaw podczas wypraw do lasu lub parku.

Bezkleszczowych spacerów Wam życzę!

Opublikowano ciekawostki, opis gatunku | Otagowano , | Dodaj komentarz

Zmysły kleszczy

Są ślepe, a mimo to nas wyczuwają. Jak?

„RADAR”:

Do najważniejszych narządów zmysłów u kleszczy należy organ Hallera. Jest to skomplikowany narząd leżący na grzbietowej części stóp pierwszej pary nóg. Jego odkrywca – Haller (1881) uważał, że jest to narząd równowagi. Dziś wiadomo, że byłoby to niepełne działanie tego organu. Wiadomo, że dzięki niemu kleszcz lokalizuje swoją potencjalną ofiarę. Jest też receptorem mechanicznym (tupiemy, wszystko drży), chemicznym (pot, dwutlenek węgla z oddechu), przypuszczalnie też termicznym (zasłaniamy kleszczowi słońce) oraz pomagającym kleszczowi ustalić poziom wilgotności otoczenia. Polujący kleszcz osiągając, na przykład, najwyższe źdźbło trawy wystawia pierwszą parę odnóży i wykonuje nimi delikatne ruchy badając swoje otoczenie. Wygląda trochę wtedy jak słuchacz na koncercie rockowym, tylko zamiast zapalniczki wystawia swój „radar”. Kiedy w pobliżu przechodzi ofiara kleszcz już jest gotowy, by przejść na nią po zahaczeniu futra lub ubrania pazurkiem stopy.

„JĘZYK”:

Organ głaszczkowy odbiera przede wszystkim bodźce mechaniczne. Odpowiedzialny jest też, u dorosłych Ixodidae, za zmysł smaku. Składający się z grupy szczecinek zmysłowych, położony jest na wierzchu „narządu gębowego”. Uważa się, że ten narząd pomaga kleszczowi w zlokalizowaniu odpowiedniego miejsca do żerowania na ciele żywiciela (kleszcz szukając odpowiedniego miejsca do kleszczenia się „liże” nas i smakuje… ).

Organ szczękowy zwany cheliceralnym odbiera podniety mechaniczne oraz smakowe. Znajduje się on na wewnętrznych częściach szczęk kleszcza. Przypuszczalnie odpowiedzialny jest za kontrolę żerowania kleszcza – pobudzanie lub hamowanie pobierania krwawego pokarmu a nawet zakończenie tego procesu. Receptory mechaniczne tego narządu być może kontrolują pracę mięśni podczas przecinania tkanki żywiciela – proces ten przypomina trochę rozcinanie skóry nożyczkami.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , , , , | Dodaj komentarz

Komary zarażają boreliozą!!!

#komary #borelioza #kleszcze

Grzmią internety z przerażeniem. Czy na pewno jest się czego bać?…

Melaun z zespołem w 2016 roku opublikowali pracę [https://doi.org/10.1016/j.ttbdis.2015.10.018], w której zawarli wyniki swoich badań nad komarami. Przebadali ich aż 3615, a pochodziły z różnych rejonów Niemiec. Co stwierdzono? Otóż… podczas badań genetycznych wykryto DNA Borrelia burgdorferi. Ach, czyli jednak! Komary są odpowiedzialne za boreliozę! Otóż, proszę Państwa, nie. Nie są. O obecności DNA Borrelia sp. u komarów pisali już Halouzka z zespołem w 1998, Sanogo z zespołem w 2000 oraz Ẑákovska z zespołem w 2004. Ba, takie zarażone komary wykryto również w Polsce. Nejedlá z zespołem (2009) podają, że 1.1% komarów z rodzaju Aedes spp. i 0.3% z rodzaju Culex spp. zawierało w sobie DNA Borrelia sp.. Kosik-Bogacka z zespołem (2002) wykryli geny bakterii boreliozy u 1.25% komarów z rodzin Aedes spp. i Culex spp łącznie. Wszyscy ci badacze wykrywali obecność krętek w organizmach komarów. Ale… to za mało, by powiedzieć, że komary zarażają. Czemu? Przyjrzyjmy się temu bliżej.

  1. Sama OBECNOŚĆ bakterii nie oznacza możliwości ich transmisji. Myszy w swojej krwi również często posiadają krętki. I zabicie gryzonia (NIE, nie namawiam do zabijania, wręcz proszę by tego NIE ROBIĆ) zarażonego boreliozą, nawet pobrudzenie się jego krwią, nie spowoduje zarażenia.
  2. KLESZCZE są jedynymi organizmami, u których potwierdzono możliwość skutecznej transmisji (=zarażania) bakterii Borrelia burgdorferi do ssaków. Związane jest to ze skomplikowanym mechanizmem „aktywacji” bakterii. Otóż – krętki przebywają w jelitach kleszcza w postaci UŚPIONEJ. Zaczepione na białkowych mostkach (wytworach jelita kleszcza, nie bakterii) zwanych TROSPA. Zwisają sobie luźno, a na ich powierzchni znajdują się białka OspA. Kiedy kleszcz zaczyna żerować do jego jelit trafia krew. Kontakt z nią sprawia, że białka OspA przebudowują się w OspC. Krętki się „budzą”, zaczynają poruszać i aktywnie przewiercają się do ślinianek kleszcza. Stamtąd wraz ze śliną kleszczy wstrzykiwane są pod skórę. Ale to jeszcze nie koniec. Sprawnie działający układ odpornościowy żywiciela (np człowieka) szybko usunąłby zagrożenie. Ale tak się nie dzieje. Krętki namnażają się pod skórą i rozpoczynają inwazję. I mamy boreliozę, chorobę niezwykle przykrą (mówiąc delikatnie). Dlaczego krętki mogą się tak namnażać? Otóż chroni je kolejne białko – Salp15, które produkuje kleszcz. Zawarte jest w ślinie kleszcza i uniemożliwia odszukanie Borrelii i zadziałanie przeciwciałom żywiciela (np człowieka). KOMARY nie potrafią wytwarzać takich białek jak TROSPA czy Salp15. Nigdy ich u nich nie wykryto. Nie mają więc biologicznych mechanizmów umożliwiających skuteczną transmisję.
  3. CZAS. Jak już wspomniałam w punkcie 2, krętki uaktywnia krew. Wówczas pokonują drogę do ślinianek i potem do żywiciela. To wymaga… czasu. Stąd te powtarzane tak często 48 godzin od wkleszczenia się pasożyta do zarażenia. Tak, to dana statystyczna i czasem wystarczy 24 lub nawet trochę mniej czasu, ale jednak. KOMARY nie żerują tak długo! Ile trwa żerowanie komara? 10 sekund? 20? Nawet jeśli krętki znajdują się już w śliniankach komara – muszą zostać wstrzyknięte do rany w odpowiedniej liczbie. No i ochronione Salp15 lub innym białkiem. Bo inaczej nie będą w stanie skutecznie zarazić żywiciela. A u komarów nie odnaleziono nawet homologicznych (=podobnych funkcjonalnie) białek.

Pewnie można by poszukać jeszcze trochę argumentów. Ale nawet sami autorzy cytowanej przeze mnie na początku pracy piszą, że: „Culicidae are not considered as possible vectors for borreliae.” Co po polsku znaczy, że opisywane komary NIE SĄ MOŻLIWYMI WEKTORAMI (=przenosicielami) BORELIOZY.

Zdaję sobie sprawę, że wiele osób chorych na boreliozę będzie miało różne krytyczne uwagi, co do tego wpisu. Ot, np. że kleszcz ich NIGDY nie ugryzł, a oni są chorzy. Otóż, proszę Państwa, dane badaczy amerykańskich prowadzonych pod czujnym okiem profesora Lane, współpracownika profesora Burgdorfera (tak, to ten od Borrelia burgdorferi) wykazały, że 80% (!!!) chorych na choroby odkleszczowe NIE PAMIĘTA lub WYKLUCZA kontakt z kleszczem. Co to znaczy? Tylko tyle, że kleszcza nie zauważyli. Kleszcze są NAPRAWDĘ bardzo małe. Niesamowicie łatwo przegapić 1,5mm nimfę wkleszczoną za uchem. Naprawdę. A rumień wędrujący? Mógł być bardzo mały. A mogło go nie być wcale. Dlatego NIGDY nie możemy być pewni, że kleszcz nas nie dopadł.

Chrońcie się przed kleszczami. A jeśli mi nie wierzycie i uważacie, że komary mogą Was jednak zarazić boreliozą – to na pocieszenie – repelenty odstraszające skutecznie kleszcze (czyli np te z DEET lub ikarydyną) chronią świetnie przed komarami.

Zdrowia i trzymajcie się bezkleszczowo!

 

Bibliografia:

  • Halouzka, J., 1998. Borreliae in Aedes vexans and hibernating Culex pipiens molestusmosquitoes. Biologia (Bratisl.) 48, 123–124.
  • Sanogo, Y.O., Halouzka, J., Hubálek, Z., Nˇemec, M., 2000. Detection of spirochetesin, and isolation from, culicine mosquitoes. Folia Parasitol. 47, 79–80.
  • Zákovska, A., Jörkova, M.,ˇSer´y, O., Dendis, M., 2004. Spirochetes in Culex (C.) pipienss.l. larvae. Biologia (Bratisl.) 59, 283–287.
  • Nejedlá, P., Norek, A., Vostal, K.,ˇZákovska, A., 2009. What is the percentage ofpathogenic Borrelia in spirochaetal findings of mosquito larvae. Ann. Agric.Environ. Med. 16, 273–276.
  • Kosik-Bogacka, D., Bukowska, K., Ku´zna-Grygiel, W., 2002. Detection of Borreliaburgdorferi sensu lato in mosquitoes (Culicidae) in recreation areas of the cityof Szczecin. Ann. Agric. Environ. Med. 9, 55–57.
Opublikowano ciekawostki, opisy, porady | Dodaj komentarz

Repelenty – czyli co zabrać na wakacje

#lato #wakacje #kleszcze #las #jezioro #wypoczynek #DEET #ikarydyna #permetryna #repelenty

Mamy lato! Temperatury spadły co prawda trochę, ale przecież nie powstrzyma nas to przed wyjazdami, prawda? Mazury, morze, górskie szlaki. Lasy i łąki i… no właśnie. I kleszcze…

Spotkałam się z wieloma komentarzami – „ja nigdzie nie jadę, boję się kleszczy!” Kochani – nie dajmy się zwariować. Kleszcze rzeczywiście stanowią duże zagrożenie, ale przecież możemy się przed nimi bronić, prawda?

Co zabrać ze sobą na wakacje, żeby czuć się bezpieczniej? Na pewno REPELENTY, czyli odstraszacze. Występują w różnych postaciach – sprej, krem, balsam. Ważna jest nie firma, tylko substancje czynne zawarte w repelencie.

Najlepiej w testach sprawdza się DEET, czyli N,N-Dietylo-m-toluamid, substancja chemiczna należąca do organicznej grupy amidów. Jej właściwości repelentne, czyli odstraszające, są znane od dawna i wykorzystywane w wielu produktach. Najskuteczniej działa w stężeniu powyżej 20% – chroni nas wtedy nawet ponad 3 godziny, a w stężeniu ponad 25% i w odpowiedniej mieszance (dłuższe uwalnianie) – nawet do 8 godzin. Brzmi dobrze, prawda? Ale niestety DEET ma swoje minusy – w większych stężeniach ma właściwości tokstyczne, może powodować uczulenia i mikroparaliże, dlatego osobiście wolę stosować repelenty z DEET na ubranie, nie bezpośrednio na skórę (tak, czasem wbrew zaleceniom producentów).  Absolutnie nie nadaje się na ciało małych dzieci, a u większych należy stosować go z dużą ostrożnością, lub na odzież. W dużych stężeniach może odbrawiać tkaniny!

IKARYDYNA to kolejna substancja o potwierdzonym działaniu. Nie jest tak szkodliwa jak DEET, dlatego dopuszczono ją w repelentach dla dzieci. Powinna być w stężeniu około 20%. Można ją spotkać w postaci balsamu o bardzo miłym zapachu. Może jednak powodować reakcje alergiczne, np. fotouczulenie. Ikarydyna działa krócej niż DEET, jej skuteczność potwierdzono w testach do 2 – 3 godzin od zastosowania.

PERMETRYNA – to środek bójczy. To znaczy, że nie tyle odstrasza, co zabija kleszcze – jeśli jest w odpowiednim stężeniu. Na rynku występuje głównie jako składnik mieszanin do oprysków – ogrodów, mieszkań (zabija wiele gatunków stawonogów). Można kupić ubrania impregnowane permetryną oraz spreje lub roztwory do impregnacji. W polskich sklepach występuje czasem jako dodatek do DEET w środkach ochrony osobistej do zastosowania na odzież. NIEZWYKLE SZKODLIWA DLA KOTÓW!!!

OLEJKI ETERYCZNE – jest ich wiele. Ich skuteczność jest różna w zależności od stężenia. Są składnikami repelentów polecanych przez osoby promujące naturalne środki ochrony. W większości nadają się do stosowania u dzieci, przy czym w dużym stężeniu również mogą powodować reakcję alergiczną. UWAGA – szybko parują. Wiele naturalnych repelentów działa najwyżej przez 15 minut! Dlatego warto mieć je ze sobą na spacerze i aplikować ponownie.

KAŻDY REPELENT należy zmyć z ciała po powrocie do domu. Przy okazji oglądamy ciało, czy jednak jakiś pajęczak, mimo ochrony, nie przedostał się pod ubranie.

Jeśli znajdujemy się na terenie, na którym występują kleszcze powinniśmy wyrobić sobie pewne nawyki – przed wyjściem – repelent, po powrocie – mycie i oglądanie ciała. Najlepiej oglądanie powtórzyć jeszcze przed snem, podczas wieczornej toalety.

Na rynku dostępne są też ultradźwiękowe odstraszacze kleszczy. Osobiście nie testowałam. Opis na stronie producenta jest dla mnie zbyt lakoniczny. Będę testować i na pewno napiszę Wam, jeśli będzie to rzecz godna polecenia. Na razie pozostaję przy repelentach chemicznych, sprawdzonych w wielu renomowanych ośrodkach.

Trzymajcie się bezkleszczowo! I dobrego wypoczynku! 🙂

Opublikowano opisy, porady, z przymrużeniem oka | Otagowano | 2 Komentarze

Kleszcz w kleszczu

#hiperpasożytnictwo #nadpasożytnictwo #kleszczwkleszczu #ixodesangustus #Alaska

 

Czy wiecie czym jest nadpasożytnictwo? Albo inaczej hiperpasożytnictwo? To sytuacja, w której na pasożycie żeruje pasożyt. Zjawisko to nie jest bardzo rzadkie, ale sytuacja, w której nadpasożytem jest osobnik tego samego gatunku nie jest zbyt popularna, a nawet jest czymś dość wyjątkowym.

Od dawna wiadomo, że kleszcz, któremu przerwano żerowanie przed wysyceniem się pokarmem jest niesamowicie zdeterminowany, by posiłek swój ukończyć. To dla niego kwestia życia i śmierci. Dosłownie! W organizmie żerującego pajęczaka zachodzą nieodwracalne zmiany, które finalnie prowadzą do zmiany stadium lub złożenia jaj – w zależności od tego, które stadium żeruje. Dlatego kleszcz musi skończyć posiłek, a jak nie ma obok ciepłokrwistego żywiciela (ok, zimnokrwista jaszczurka też może być) wówczas wkleszczy się w innego kleszcza lub kuzyna (inne gatunki roztoczy).

Niedawno naukowcy związani z Georgia Southern University oraz z Alaska Department of Fish and Game opisali dość niezwykły sposób radzenia sobie przez samce kleszczy Ixodes angustus. Kleszcze te, choć są dość popularne na Alasce i czasem wkleszczają się w domowe psy i koty, jednak dość rzadko spotykane są poza gniazdami swoich żywicieli i potrafią zamknąć swój cykl życiowy nie wychodząc z gniazda jednego żywiciela – np. wiewiórki. I to z tego przesympatycznego stworzenia wyciągnięto samicę I. angustus – bardzo już opitą krwią – a w niej mocno wczepiony tkwił… samiec. (ZDJĘCIE) Być może posilał się oczekując na gotowość samicy do zapłodnienia (jego ryjek tkwił głęboko w ciele samicy w okolicach jej jelit)…

Do tej pory w badaniach nad tym gatunkiem kleszczy odnaleziono niezwykle mało samców – w trzech dużych badaniach podczas poszukiwań odnotowano łącznie 336 larw, 151 nimf, 101 samic i tylko 2 samce.

Zjawisko pasożytowania samców na samicach jest niezwykle rzadkie u kleszczy z rodzaju Ixodes, ale… było odnotowane nawet u naszego kleszcza pospolitego Ixodes ricinus. Czyżby temu normalnie nie pasożytującemu samcowi groziła śmierć głodowa?

Dla zainteresowanych – oryginalny artykuł oraz informacja prasowa tutaj.

 

Opublikowano ciekawostki, opis gatunku | Otagowano | Dodaj komentarz

Deinocroton draculi czyli straszny kleszcz Drakuli

Wiadomo od dawna, że kleszcze żerowały na dinozaurach. Jednak dotychczas nie znaleziono osobników, które można by tak dokładnie opisać jak D. draculi.

Jak donosi nature communications w bursztynie odnalezionym w Birmie zatopiony został osobnik nowego gatunku Deinocroton draculi (w wolnym tłumaczeniu straszny kleszcz Drakuli). W tym samym kawałeczku bursztynu znajdują się też larwy chrząszczy, o których wiemy, że zamieszkiwały gniazda opierzonych dinozaurów. Stąd naukowcy wyciągnęli wnioski, że kleszcze D. draculi były kleszczami gniazdowymi, czyli zamieszkującymi gniazda swych żywicieli. Podobnie jak nasze rodzime kleszcze pospolite, straszne kleszcze Drakuli są ślepe. Swoje ofiary wykrywały za pomocą organu Hallera, czyli położonego na przedniej parze nóg radaru. W odróżnieniu od wielu współczesnych gatunków organ ten był odkryty, nie schowany w osobnej przestrzeni.

Naukowcy mają pewien problem z klasyfikacją nowego gatunku, ponieważ część jego budowy, jak np. genitalia, są unkatowe wśród kleszczy. Większość cech morfologicznych plasuje się blisko rodziny Deinocrotonidae i Nuttalliellidae, a analiza filogenetyczna zbliża je do kleszczy właściwych oraz kleszczy miękkich (Argaside). Prace nad ustaleniem ostatecznym miejsca w rodzinach kleszczy trwają.

Opisywana zawartość bursztynu datowana jest na pochodzącą przed 99 milionów lat.

Niektórzy wyciągają wnioski, że oto mamy przed sobą szanse na genetyczne odtworzenie dinozaurów z krwi zawartej w krwiopijnych stawonogach. Czyżby Park Jurajski miałby stać się faktem? 😉

Zdjęcia:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5727220/figure/Fig1/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5727220/figure/Fig2/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5727220/figure/Fig3/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5727220/figure/Fig7/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5727220/figure/Fig8/

Model 3D:
https://skfb.ly/6voLU

Bibliografia:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5727220/#

Opublikowano ciekawostki, opis gatunku, opisy | Dodaj komentarz

Przerażające dane

#kleszcze #borelioza #Borrelia #chorobyodkleszczowe #sanepid

Przygotowuję właśnie prezentację na piątkową konferencję w Grodzisku Mazowieckim. Jak zwykle zaktualizowałam dane dotyczące nowych zakażeń chorobami odkleszczowymi zgłaszanymi przez SANEPIDy do IZP PZH (http://wwwold.pzh.gov.pl/oldpage/epimeld/2017/index_mp.html).
Dane dotyczące zachorowań na boreliozę są przerażające. Tak to tutaj zostawię.

Opublikowano ciekawostki | Dodaj komentarz

Grzybobranie

#kleszcze #grzyby #jesień #grzybobranie #chorobyodkleszczowe

Wybraliśmy się ostatnio na wycieczkę rowerową. Całą rodziną.  Miało padać, ale prognoza na szczęście nie była trafiona. Niespełna dwadzieścia stopni. Słoneczko, czasem trochę chmur. Idealnie. Przez ostatnie dni było dość wilgotno, więc spodziewaliśmy się grzybów w lesie, ale to, co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania (zdjęcie).
Nie musieliśmy schodzić ze ścieżki, żeby uzbierać całą miskę maślaków, podgrzybków i kurek. Prawdziwek trafił się jeden, ale za to jaki piękny! Było też kilkanaście koźlarzy. Słowem – udany połów.

Zbieranie grzybów z roweru to ciekawe doświadczenie. 🙂

Po powrocie do domu, nim zasiedliśmy do podzielenia zbiorów – co na sos, co do słoiczków, co do suszenia – obowiązkowy prysznic. Czemu? Statystyki mówią, że o 20% można zmniejszyć prawdopodobieństwo zachorowania na choroby odkleszczowe, jeśli po powrocie ze spaceru w ciągu dwóch godzin weźmiemy prysznic. Kleszczy, które już wkleszczyły się w nasze ciało prysznic oczywiście nie spłucze, ale pomoże pozbyć się tych, które dopiero spacerują po żywicielu poszukując dogodnego miejsca do żerowania (najlepiej, gdy wspomożemy się gąbką lub szczotką – sam strumień wody może nie spłukać pajęczaka wyposażonego w haczyki i przylgi na stopach).
Lasy, wśród których mieszkam, to przede wszystkim grądy i bory. Ale nie prawdziwkonośne bory świeże, suche i słoneczne, ale bory wilgotne, pełne jagód i podgrzybków. Kleszczy jest tam nieco mniej niż w grądach (świerkowe-mieszane, duża wilgotność, bogata warstwa krzewów), ale jednak są. Dlatego nawet wybierając się „tylko” na rowery (niby jedziemy środkiem ścieżki, prawie bez ocierania się o roślinność na bokach, ale…) pamiętać trzeba o odpowiedniej odzieży (kryte buty i długie spodnie) oraz o repelentach! Dwa słowa na temat repelentów napisałam  TU.
Jeśli planujecie grzybobranie w miejscu zakrzaczonym lub wśród drzew z niskimi gałęziami – przydać może się również nakrycie głowy *). Kleszcz chętniej wejdzie na włosy niż na czapkę, zwłaszcza, jeśli spryskamy ją paskudnym dla tych krwiopijców repelentem, np z DEET.
Czego nie polecają amerykańscy naukowcy podczas przebywania w lesie? Odpoczywania na kłodach, zwalonych drzewach. Wg badań profesora Lane’a, współpracownika profesora Burgdorfera (tak, tak – dobre skojarzenie, to ten od Borrelii) siedzenie na kłodach jest najniebezpieczniejszą czynnością, którą można robić w zakleszczonym lesie! W jego badaniach studenci (odpowiednio ubrani i pod odpowiednią kontrolą) wykonywali różne rzeczy i sprawdzali w jakim tempie obłażą ich kleszcze. M.in. przerzucali ściółkę, zbierali jagody i grzyby, siadali pod drzewami, na kłodach, a nawet leżeli na ściółce. Okazało się, że najwięcej kleszczy (na kombinezonach, żaden student nie ucierpiał) mieli studenci , którzy siedzieli spokojnie na zwalonych drzewach. Kleszcze wchodziły na nich w tempie 7 nimf (stadium młodociane, w takie akurat obfitował tamten las) na godzinę!

Podsumowując – grzyby? TAK! Ale nie zapominamy o – ubraniu, repelentach i prysznicu po powrocie do domu! Po prysznicu oglądamy ciało, żeby jak najszybciej wyciągnąć ewentualnego wkleszczonego pajęczaka. A grzyby? Zbieramy tylko takie, na których się znamy! (Ja osobiście tylko z siteczkiem, ew. kurki. 🙂 )
Powodzenia podczas zbiorów! 🙂

*)EDIT: Ponieważ pojawiły się wątpliwości – czapka? Na kleszcze? Ale przecież nie! No tak – nie spadają z drzew. Pisałam o tym TU. ALE – schylając się po grzyby pchamy się często z głową w krzaki i niskie gałęzie drzew – takie poniżej 150cm, na których kleszcze czasem siedzą i czekają… Czemu piszę o 150cm? Bo te pajęczaki zwykle nie wchodzą wyżej – nie mają takiej potrzeby. 🙂

Opublikowano ciekawostki, opisy | Otagowano | Dodaj komentarz

Wrzesień, czyli początek jesiennej aktywności.

#kleszcze #jesień #wrzesień #aktywność

Po letnich upałach (no, może nie wszędzie i nie takich znów upałach) wraca chłód jesieni. Podobno nie mamy co liczyć na piękną złotą jesień. Przynajmniej na razie.
Wzrost wilgotności i niższe temperatury sprzyjają kleszczom. Po letnim spadku aktywności znów budzą się one do życia. I wyruszają na żer.
Dla kleszczy to ostatnia chwila, żeby nassać się krwi przed zimą. Przynajmniej w teorii, bo ostatnio zimy bywają łagodniejsze niż kiedyś i kleszcze bywają aktywne nawet w grudniu. Bo to nie pora roku, ale średnie dobowe temperatury sprawiają, że kleszcze „polują” lub „śpią”.

Kiedyś w cyklu życiowym kleszczy rysowały się dwa wyraźne szczyty aktywności – wiosenny i jesienny. W tej chwili są one mniej wyraziste, a kleszcze atakują nawet zimą.

Dziś może pogoda nie będzie zachęcała do spacerów, ale na pewno niebawem przestanie padać. Wychodząc na spacer pamiętajcie o kleszczach i nie dajcie się „złapać”.

Opublikowano ciekawostki, opisy | Otagowano | Dodaj komentarz